Kiedy wstałem rano, dziewczyny przy mnie nie było. Nie chciałem się bez niej oddalać, więc postanowiłem poczekać aż wróci, przynajmniej do czasu aż jej nieobecność stanie się dla mnie bardzo niepokojąca. Po dwóch godzinach dziewczyna wróciła. -Gdzie ty byłaś?-spytałem wkurzony -Poszłam się rozejrzeć po wyspie.-odpowiedziała jak gdyby nigdy nic. -Beze mnie? -Nie chciałam Cię budzić. Poza tym posłuchaj. Wyspa wygląda na całkowicie opuszczoną. Wydaje mi się, że tu nikogo nie ma. -Co ty opowiadasz? Przecież to nie możliwe..Bill powiedział... -Najwyraźniej ktoś musiał ich ostrzec...Widziałam tutaj wielki budynek, niczym zamek, ale wyglądał jakby co najmniej kilka dni tutaj nikogo nie było.-rozszerzyłem oczy ze zdziwienia. -Daleko jest ten zamek?-spytałem -Jakąś godzinę drogi stąd. -Idziemy, nie ma na co czekać.-postanowiłem i szybko podniosłem się z ziemi ruszając przed siebie. Rose od razu dołączyła do mnie. Ta dzika wyspa, wcale nie wydawała się być taka dzika jak mi si
Rzuciłem plecak na ziemię i spojrzałem na dziewczynę. Minę miała nie zbyt przyjazną, jednak postanowiłem być stanowczy. -Zostaniesz tutaj, a ja pójdę do lasu po drewno na opał. Nie oddalaj się rozumiesz? Dziś noc spędzimy na plaży, jutro ruszymy w drogę.-powiedziałem i skierowałem się w stronę lasu. -Jasne, jasne, idź sobie, niech Cię wilki pożrą.-wrzasnęła i usiadała na piasku. W lesie było ciemno, w sumie trudno nazwać to lasem, bardziej puszcza tropikalna, czy coś w tym stylu. Zdecydowałem nie zapuszczać się w głąb, by nie zgubić się, i nie narażać na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Pozbierałem kilka gałęzi i wróciłem do swojej towarzyszki. Gdy tylko mnie zobaczyła wydobyła z pochwy nóż i zaczęła strugać gałęzie, by pozbawić ich liści. Nie powiem szło jej to dość sprawnie. Przypatrywałem się uważnie jej ruchom. -Będziesz teraz pokazywała swoje humorki?-spytałem przymykając lekko oko. -Może będę, może nie będę, co Ciebie to obchodzi?-odpowiedziała. -Zachowujesz się jak rozkap